Ceny tu naprawdę ,,ścinają głowę''. Pokój kosztuje 6 funtów szterlingów a posiłek 1 funt. Jednak w przeciwieństwie to ,,Jęku Londynu'', tu jest brud, smród i ubóstwo.
Offline
Wszedłem po cichu do karczmy. Było pusto, nie licząc zakapturzonego gościa siedzącego przy stoliku w kącie oraz jego siostry za ladą. Zastępowała mamę, gdy ta musiała gdzieś wyjść.
-Marcel!- krzyknęła po czym wybiegła w moim kierunku. Złapałem ją i przytuliłem do siebie. Nic dziwnego, że aż tak ogarnęły ją emocje. Już trzeci dzień nie wracałem do domu.
-Marcel- powtórzyła -Gdzie byłeś? Martwiliśmy się o Ciebie. Mama poszła do straży, spytać czy nie siedzisz w więzieniu albo czy gdzieś twoich zwłok nie ma...
-Spokojnie siostro, pracowałem. Przyniosłem trochę pieniędzy- powiedziałem poklepując sakiewkę z paroma monetami. Usiadłem przy ladzie i zacząłem konsumować podane mi jedzenie. Obserwowałem kątem oka zakapturzonego osobnika. Kto to był? Wtedy nagle do karczmy wtargnęli trzej uzbrojeni ludzie.
(Teraz ty :P)
Offline
Nie mieli złych zamiarów... Przyszli się napić. Kątem oka jednak, jeden z nich Cię ciągle obserwował. Przysiedli się do jednego ze stołów, po czym zamówili piwo. Chwilę po tym, zaczęli zachowywać się bardzo głośno....
Offline
-Ech, widzę że nic się nie zmieniło. Znowu ta hałaśliwa banda. Trzeba kiedyś zrobić z nimi porządek- powiedziałem do siostry tak, aby oni tego nie usłyszeli. Lepiej, żeby nie wywołać walki, bo i tak są klientami zostawiającymi u nas pieniądze, a straty wywołane bójką są zbędne. Wyszlibyśmy przez to jeszcze gorzej niż jakbyśmy zostawili ich w spokoju.
Offline
Jeden z nich, podszedł do Twojej siostry...
-Maa....Mosze byśmy tak poszli sobe na tyy?
-Odejdź, chamie
Zaczął się robić agresywny. Chwycił ją za rękę, i nie chciał puścić. Zaraz, dołączyli do niego pozostali dwaj...
Offline
-Lepiej ją zostaw jeśli nie chcesz stracić swą rąk- powiedziałem trzymając jedną dłoń w kieszeni. Tam miałem nóż. Lepiej trochę ich pociąć niż faktycznie uciąć ręce, aby strażnicy nie zwalili im się na głowę.
Offline
-Tyyy.... A ty so chsesz?-zapytał Cię jeden z nich, puszczając Twoją siostrę. Pozostali okrążyli Cię....
Offline
-Żebyście się uspokoili- odpowiedziałem głośno. Drugą rękę położyłem na rękojeści sztyletu. Ciekawe co o tym wszystkim myśli zakapturzony gość w kącie. Pomoże czy też ucieknie jak każdy kto widzi przemoc?
Offline
-Ta? Bo so mi srobisz, chudzielsu?-jeden z nich pchnął Cię na stół. Pozostali odsunęli się, abyś napewno trafił w mebel. Stół się rozpadł. Oni stali nad Tobą, śmiejąć się...
Offline
-Zetrę ci ten głupi uśmiech- zagroziłem. Spojrzałem na ich uzbrojenie. Interesowała mnie ich broń. Miecz był groźniejszy niż sztylet, ale cięższy i dłuższy czyli dłużej się go wyjmowała w przeciwieństwie do sztyletu. Kwestia paru sekund, ale jednak. Bez użycia mieczy też dałbym radę. Oni w takim stanie nie dadzą rady, a ja po wielu bójkach na ulicy umiem to i owo.
Offline
Mieli miecze... Problem dal nich stanowiło to, ze zostawili je przy stole. Ich stół był ok. 5 metrów od grupki. W takim stanie, atak z zaskoczenia powinien ich skutecznie powalić...
Offline
Nie rzucałem się jednak. Nie chciałem oskarżenia o napaść czy też tego, aby zniszczyli karczmę. -Proszę was grzecznie o opuszczenie lokalu- powiedziałem już uprzejmiej, mając nadzieję, że w końcu wyjdą.
Offline
Zaczęli się z Ciebie śmiać. Jeden odrzekł:
-Wyjdziem... Ale najpierw, chcemy Twoją siostrzyczkę...
Offline
-Prędzej zasmakujecie żelaza- powiedziałem. Kto pierwszy zrobi ruch?
(Nie przeciągaj, i tak pierwszy bójki nie zacznę :P)
Offline
-Ta? To dawaj!-jeden rzucił się na Ciebie z pięścią...
Offline